sobota, 22 października 2011

Destination.




Naprawdę śmieszny z niego chłopak. To zdjęcie za każdym razem rozbawia mnie do łez.
Będąc na wycieczce w Łodzi, owy kolega z klasy wyjął z kieszeni scyzoryk (pomijając, iż w tej kieszeni nosi jeszcze wiele niezidentyfikowanych przedmiotów), po czym zaczął się nim świetnie bawic. Profesor S. ujrzała ten niecodzienny "zabieg" i chwyciła Tomasza za rączkę, oznajmiając:
Tomasz, jeśli nie potrafisz normalnie się zachowywać, od teraz będę prowadziła cię za rączkę.
Po wypowiedzeniu tego zdania, na jej twarzy pojawił się cyniczny uśmieszek... : )

Wycieczka się udała, jednym słowem. To dziwne, jednak zaklimatyzowałam się nieco w klasie III E. Z dziewczynami nie umiem się tak dobrze dogadywać, jak z chłopakami. Dlatego całe wieczory przesiadywałam na górze, w pokoju 201, u moich znajomych płci męskiej, gdzie był i Tomasz, i Henry...

Przeciętny dzień wyglądał następująco:
Od godziny 9:00 do 16:00 - ciągłe chadzanie po mieście, w celu zwiedzania.
Od godziny 16:00 do 17:30 - czas wolny (przerwa obiadowa).
Od godziny 18:00 do 23:00 - zajęcia (j. polski lub historia).


Pani Smoczyca (profesor od polskiego) świetnie bawiła się na naszych zajęciach. A my modliliśmy się, żeby tylko nie zasnąć przy stanowiskach...

Niestety (cała ja...) zachorowałam już w pierwszy dzień wyjazdu. No i masz ci los, chrychałam i ciągnęłam nosem aż do środy. We czwartek rano wróciłam do domu. I kolejne dwa dni szkolne w plecy.
Nie wiem, dlaczego tak łatwo łapię infekcje.

8. listopada są urodziny Alice.
Zaprosiła mnie na swoją "kameralną" osiemnastkę.
Cieszę się.
Zaskakująco to brzmi, prawda?
Wiem, że już niczego nie da się odbudować. Ale chcę postarać się ten ostatni raz. Chcę, żeby wiedziała, że jest dla mnie kimś ważnym.
Mimo tych wszystkich głupot, które się zdarzyły. Które sobie wmawiamy.

Finito! Koniec z obijaniem się! Wzięłam się bardzo ostro za naukę języka japońskiego. W ciągu jednego dnia nauczyłam się tylu rzeczy! Jestem z siebie strasznie dumna. A muszę to czynic, gdyż język angielski nie przyda mi się zbytnio podczas wyjazdu do Japonii.

We czwartek było zebranie szkolne. Biorąc pod uwagę fakt, iż w drugiej i pierwszej klasie miałam ogromne problemy ze sobą, a w konsekwencji i z nauką, ten rok jest jakby nowym rozdziałem.
Moja wychowawczyni powiedziała mojej mamie coś wzruszającego:
Agnieszka, to całkiem inna osoba. Nareszcie widzę, że ma marzenia. Ma cel.

Martwią mnie rzadkie rozmowy z Yuto-kun. Jest bardzo zapracowany, jednak pisze mi każdego dnia chociaż króciutką wiadomość, dotyczącą swojego zdrowia, a przy okazji pyta o moje.
Zawsze pisze, abym się przepracowywała, bo to źle wpłynie na moje chore serce. Miło mi, że się martwi, jednak z drugiej strony, coraz mocniej za nim tęsknię, gdy tak pisze...

Na zakończenie mogę przytoczyć fragment listu, który zamierzam podarować Alice w prezencie (mam w planach jeszcze parę innych drobiazgów, ale o nich potem):


Faktem jest, że obie jesteśmy jeszcze bardzo głupiutkie. Jednak wiedz, że jakimś dziwnym trafem, na zawsze pozostaniesz głęboko w moim sercu. Jako "wieczny przyjaciel".

Hachidori.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz